Na wstępie zaznaczę, że Ucho od śledzia nie jest piwem na każdą okazję.
Śledzik? Nie od dziś wiadomo, że śledzik lubi pływać. Ale, że w piwie? Dotąd ta smaczna zakąska idealnie komponowała się z produktami wódczanymi. Ucho od śledzia to nie jest nowe piwo w portfolio Browaru Piwoteka. Piłem je kilka lat temu, chyba w 2015 r. i to był wówczas dla mnie szok smakowy. Takie eksperymenty nie były wtedy na porządku dziennym. Dziś po niedawnych kulinarnych wojażach bożonarodzeniowych nabrałem ochoty na śledzie w piwku. I jak wyszedł powrót po blisko 5 latach?
Ucho od śledzia już z samej etykiety cieszy oko. Lubię takie wycieczki do znanych haseł, odwołań do polskiej kultury. Marketingowo fajnie, ale Piwoteka już nas do tego przyzwyczaiła, szczególnie jeśli chodzi o łódzki patriotyzm lokalny. Tutaj rzecz jasna sprawa tyczy się filmu Vabank Juliusza Machulskiego. Nazwanie piwa Uchem od śledzia po mojemu miało oznaczać, że piwo ze śledziami jest niemożliwe do uwarzenia. To się po prostu nie uda. A jednak! Przewrotnie.
Przed otwarciem piwa, które określamy jako Foreign Extra Stout poczytałem resztę informacji, min. skład. Dzieje się w nim sporo: słody jęczmienne (pale ale, wędzony, karmelowy 600, Carafa III Special), płatki owsiane, śledzie świeże, śledzie wędzone, chmiel Fuggles, drożdże S-04. Doszukałem się, że w pierwszej warce dodatkowo wrzucony został niemiecki chmiel Magnum (uprawiany również w Polsce). Tutaj go zabrakło, postawiono tylko na angielski Fuggles, który daje aromaty korzenne, ziołowe, kwiatowe. Z powyższego zagadką dla czytających tę recenzję może wydać się Carafa III Special. To niemiecki słód palony stosowany do piw ciemnych i czarnych. Dzięki niemu otrzymujemy czekoladowe i kawowe nuty.
Sugerowane szkło do tego piwa to… słoik, bo śledzie w słoikach zamknięte bywają, więc nie mogło być inaczej, jest i słoik. Czas na otwarcie. Kapsel czarny – golasek. Wąchamy i w pierwszym momencie czuć tylko czekoladę i trochę kawy. Drugi niuch i są śledzie. Barwa ciemnobrązowa, prawie czarna. Przelewamy. Piana praktycznie zerowa. Znowu wąchamy i robi się ciekawie. Pijemy. Na pierwszym planie gorzka czekolada, nuty kawowe i są upragnione śledzie. Ale w żadnym wypadku to nie jest inwazja śledzi, one są świetnym uzupełnieniem całości. To nie są śledzie takie, jakie kosztowaliśmy podczas Bożego Narodzenia. Tutaj czuć wędzonkę. Tak chyba smakuje wędzony śledź, którego przyznam, że nigdy nie kosztowałem. Śledzie przede wszystkim dochodzą do głosu podczas finiszu.
Po łyku i odstawieniu piwa czujemy jeszcze przez dłuższą chwilę przyjemną wędzoną rybkę. Niektórzy mogą kręcić nosem, że jak to, ryba w piwie? Ble… Nic bardziej mylnego. To nie jest zupa rybna, to nie jest rybie piwo, do którego wrzucono śledzie i warzono. Śledź w tym piwie jest komponentem tła. Piwo jest bardzo dobrze zbalansowane i ułożone, dzięki temu Ucho od śledzia to bardzo miła odskocznia od codziennych lagerów oraz także, a może przede wszystkim, piw ciemnych typu stout. Zagrajcie va banque i spróbujcie tego piwka.
MOJA OCENA